Życie i praca za granicą – mieszkanie/dom

Życie i praca za granicą – mieszkanie/dom

Cztery ściany i dach, czyli 5 rzeczy, o których warto pamiętać, gdy szukasz mieszkania za granicą.

Mieszkanie (lub dom) za granicą – jak szukać?

Kartony już wysłane, bilety są w ręce, teraz czas na podróż! Przyjeżdżacie na miejsce i co? Nie macie gdzie mieszkać. Co teraz? Wybór domu czy mieszkania za granicą to nie taka prosta sprawa. W końcu jakiś czas tam będziecie spędzać. Dobrze, jeżeli możecie przebierać w ofertach (za duży, za mały, bez klimatyzacji, za daleko, meble nie takie). Gorzej, jeśli musicie się decydować „tu i teraz”. Dlatego do tego zadania też najlepiej przygotować się jeszcze przed samą przeprowadzką. Jeżeli przed właściwym wyjazdem możecie odwiedzić nowe miejsce na parę dni i rozejrzeć się za lokum, to fantastycznie. Zawsze daje to jakiś ogląd na sytuację.

Jak my mieszkamy

Ania – w naszym przypadku, ze względu na ograniczone finanse, wynajęcie domu w ogóle nie wchodziło w grę. Pomocne okazało się znalezienie tymczasowej kwatery w Hiszpanii przed wyjazdem ze Stanów. Była to nasza baza na pierwsze trzy miesiące, po upływie których udało nam się wynająć mieszkanie w bardzo urokliwej lokalizacji.

Warto pamiętać, zwłaszcza jeśli się szuka ekonomicznego rozwiązania, że znalezienie mieszkania/domu na wynajem jest z reguły dużo prostsze, będąc już w docelowym miejscu. Wtedy, oprócz oficjalnych ogłoszeń w internecie, można znaleźć coś przez nowo poznane osoby albo po prostu zobaczyć szyld, spacerując po mieście. Ma się również dostęp do wszelakich lokalnych małych agencji pośrednictwa, których strony internetowe nie funkcjonują za dobrze bądź są dostępne jedynie w lokalnym języku. 

Weronika – w Armenii wynajmowaliśmy mieszkanie, w Maputo mieszkamy w domu. Oba rozwiązania się sprawdziły się idealnie, przestrzeń była (i jest) dopasowana do naszych potrzeb.

Mimo że mój mąż zawsze wolał mieszkania, przy przeprowadzce do Maputo postawiliśmy na wynajem domu. Nasze dzieci im starsze, tym mają więcej energii (zawsze mi się wydawało, że to powinno iść w drugą stronę…) i potrzebują więcej miejsca na pozbycie się jej. Ogród okazał się być dla nas wybawieniem, szczególnie w czasie pandemii. My wyżywaliśmy się ogrodniczo, dzieci kopały piłkę i jeździły na rolkach. Kiedy obostrzenia pandemiczne się poluzowały, mogliśmy gościć u siebie grupę dzieciaków na codziennych zajęciach, które zorganizowała szkoła w ramach tzw. baniek edukacyjnych (nasza szkoła była zamknięta przez okrągły rok).

Uważam, że w miastach, w których prawie nie ma publicznych parków czy miejsc, gdzie można spędzić aktywnie czas, dobrze jest mieć takie zaplecze. W Armenii tak nam na tym nie zależało ze względu na to, że dzieci były małe, a wokół było dużo placów zabaw, skwerów, zielonych zakątków.

5 rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę:

1. Dom czy mieszkanie

Sami oceńcie swoją sytuację rodzinną i finansową. Czasem warto wynająć mniejsze lokum, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na inne, ważne dla Was sprawy. Może partner/partnerka będzie pracować w mieszkaniu, wtedy warto pomyśleć o dodatkowej przestrzeni na domowe biuro.  Dużą rolę odgrywa też rodzaj pracy – może będziecie musieli przyjmować gości lub klientów – to też determinuje wybór miejsca.

2. Miejscówka się liczy!

Istotnym czynnikiem w wyborze mieszkania są również preferencje – wolicie życie w centrum czy na przedmieściach? Warto, żeby wybór dzielnicy, w której chcecie zamieszkać, był pierwszym krokiem w procesie szukania lokum, drugim natomiast wyznaczenie widełek cenowych. Dzięki skonkretyzowaniu oczekiwań i możliwości poszukiwania nie zajmą tyle czasu.    

Sprawdźcie, ile będą zajmować dojazdy z pracy do domu. Dom z wielkim ogrodem na przedmieściach może wydawać się kuszącą opcją. Co z tego, jeśli prowadzi do niego jedna droga dojazdowa z centrum, gdzie pracujecie, a dojazd do pracy czy szkoły w godzinach szczytu zajmuje co najmniej godzinę.

Poza tym warto wybrać miejsce zamieszkania także ze względu na bezpieczeństwo. Nie wszystkie kraje to oazy spokoju. W niektórych dzielnicach lepiej nie przebywać po zmroku, jeśli nie zna się właściwych ludzi. Proces szukania mieszkania czy domu i czynniki wpływające na ostateczną decyzję, mogą okazać się różne w krajach rozwijających się i w krajach rozwiniętych. W tym pierwszym przypadku zdecydowanie większy nacisk kładzie się na bezpieczną lokalizację, bardzo często w dzielnicy czy w sąsiedztwie innych ekspatów. Liczcie się z tym, że ceny dla obcokrajowców są często zawyżane. W krajach rozwiniętych bezpieczeństwo oczywiście również należy do bardzo ważnych kwestii. Ma się tu jednak nieco większy wybór.  

Przyjacielska rada dla rodziców: pomyślcie również o sobie! Dzieci adaptują się do warunków (przy odpowiednim nastawieniu) zaskakująco szybko, tak że niekoniecznie trzeba szukać mieszkania czy domu przy placu zabaw albo parku. Jeśli zależy Wam na mieszkaniu w centrum, bo cenicie łatwy dostęp do teatrów, kin, restauracji czy też innych kulturalnych eventów (Covid-19 kiedyś się skończy i będzie można kulturalnie odżyć!), to rozejrzyjcie się w pierwszej kolejności za takimi właśnie ofertami. Szczęśliwy rodzic, to szczęśliwe dziecko! (Czy odwrotnie??). My w Hiszpanii mieszkaliśmy w samym centrum naszego małego miasteczka bez wielkiego „wybiegu” dla dzieci. Dzięki temu wychodziliśmy często z domu i poznawaliśmy co rusz nowe miejsca na eskapady z dziećmi, a także nowych ludzi.

3. Meble – możesz zatęsknić za IKEA

Zastanówcie się, czy chcecie, żeby mieszkanie czy dom były umeblowane. Na początek to chyba najlepsza opcja. Możecie dogadać się z właścicielem, że jeśli zajdzie taka potrzeba (kartony przyjadą/przylecą/przypłyną), on zabierze część swoich rzeczy.

W niektórych krajach nie tak łatwo kupić ładne i użytkowe meble. Ich ceny też czasem przerażają. Jeśli macie taką możliwość, wpakujcie do kontenera biurko dla dzieci albo komodę. Jak nie będziecie używać, to sprzedacie (i prawdopodobnie jeszcze na tym zarobicie). Zadziwiające jest, jaką furorę robią produkty IKEA  w krajach, gdzie sklepów tej firmy nie ma.

Czasem pobyt za granicą to szansa, żeby zakupić meble wykonane z lokalnego drewna i przez miejscowych rzemieślników. Zostaną z Wami do końca życia i będą fantastyczną pamiątką.

Na miejscu znajdziecie też na pewno firmę, która oferuje wynajem mebli (kiedy czekasz na swoje), zastawy stołowej itp.

4. Z agentem czy samemu?

Zapytajcie na grupach na Facebooku, czy ktoś może polecić dobrego agenta, poszukajcie stron internetowych biur nieruchomości. Prawdopodobnie wasz pracodawca zapewnia wam na początku parę dni/tygodni w hotelu czy Airbnb, zanim znajdziecie coś swojego. Jeśli nie, sami musicie o to zadbać. Może akurat ktoś z waszych przyszłych pracowników ma wolne mieszkanie/dom albo zna kogoś, kto wynajmie coś po kosztach.

Umówcie się na spotkania z wybranymi agentami, żeby zorientowali się, czego potrzebujecie. My byliśmy zaskoczeni, że pomimo przejrzystego (wydawać by się mogło) opisania naszych oczekiwań, chodziliśmy po:

  • mieszkaniach z oknami na garaż (lokum było na wysokości garażu wewnętrznego),
  • trzypiętrowych pałacach z jedyną kuchnią na piętrze, która składała się de facto z blatu, zlewu i mikrofali,
  • domach z czterema łazienkami i z ogrodem 2 na 2 metry.

5. ¿Habla usted inglés?

Znaleźliście już wymarzone (albo chociaż przyzwoite) mieszkanie? Teraz kontrakt. Jak się da – dwujęzyczny, chyba że posługujecie się biegle lokalnym językiem. Niech będą w nim wyraźnie zaznaczone następujące punkty:

  • czas wynajmu z określonym okresem wypowiedzenia (dla obu stron),
  • kto naprawia powstałe usterki,
  • wysokość czynszu i ewentualne zmiany,
  • w jakiej walucie będzie opłacany czynsz.

Postarajcie się, żeby wszystko było załatwione przejrzyście – to nie pozwoli później na kłótnie o drobiazgi albo na „ciąganie” po sądach.

Ufff, najtrudniejsze za wami!

A może wcale nie najtrudniejsze? Na pewno bardzo ważne. To w końcu do tych pokoi będziecie wracać codziennie po pracy albo przebywać w nich większość dnia. To będzie wasz azyl w dni, kiedy okaże się, że szef jest beznadziejny, na targu znowu przepłaciliście, a fachowiec, który miał naprawić klimatyzację, po raz kolejny się nie pojawił.

Mamy nadzieję, że przydadzą się wam nasze rady. Jeśli macie jakieś pytania, zapraszamy do kontaktu.

Tutaj możecie przeczytać, jak przygotować się do przeprowadzki, a w następnym wpisie zajmiemy się tematem szkoły.  


Facebook


Instagram

Życie i praca za granicą – przeprowadzka

Życie i praca za granicą – przeprowadzka

Przeprowadzka za granicę – jak zrobić to dobrze?

Przeprowadzka – jesteście gotowi?

Wiecie już, gdzie jedziecie. Teraz czas na przeprowadzkę. To trochę jak partia szachów, gdzie waszym przeciwnikiem są kartony, papiery, niezliczone rzeczy i odwieczne pytanie, co wziąć, a co zostawić. Spokojnie! Za pierwszym razem wydaje się, że wszystko to przytłacza, ale z każdym następnym jest łatwiej. Przeprowadzka za granicę nie musi was pokonać. Złapcie ołówek i kartkę papieru, siądźcie przy stole z filiżanką kawy i zapiszcie rzeczy, które musicie zrobić przed przeprowadzką za granicę. Jednym słowem – przygotujcie strategię!

Najważniejsze: transport! Kto nam przewiezie te wszystkie pudła?

Weronika – na początku przewoziliśmy dobytek w walizkach, teraz korzystamy ze zorganizowanego transportu.

Nasza sytuacja zmieniała się wraz z pracodawcami. Do Armenii tachaliśmy walizki, do Maputo z naszymi rzeczami dotarł kontener. Przenoszenie dobytku w walizkach nie było dla nas na początku problemem – wynajmowaliśmy umeblowane mieszkania i nie zdążyliśmy jeszcze obrosnąć w sprzęty. Jednak z czasem (i wzrastającą liczbą dzieci) sytuacja robiła się męcząca. Z Armenii do Niemiec nasze pudła powędrowały pocztą lotniczą (najszybsza opcja), a stamtąd do Maputo wysłaliśmy już kontener. I wszystko byłoby cudownie, gdyby kontener, zamiast obiecanych 2, nie był w drodze przez… 9 miesięcy! Bądźcie przygotowani na obsuwy czasowe.

Dziś (z meblami, rowerami, zabawkami, książkami, obrazami itd.) nie wyobrażam sobie innej opcji niż transport kontenerem, zwłaszcza jeśli nasze kolejne miejsce zamieszkania byłoby na innym kontynencie. Na początku 2022 r. przeprowadzamy się do RPA – tu, ze względu na odległości, wystarczy transport lądowy.

Jeśli pakowanie i rozpakowywanie pudeł macie w pakiecie – skorzystajcie z tego. Doświadczeni pracownicy zrobią to lepiej od Was, i to w dużo krótszym czasie.

Ania – za każdym razem staramy się ograniczyć liczbę rzeczy.

Nasza dusza nomada nie pozwala nam się zatrzymać w jednym miejscu za długo. Tak więc, po kilku latach mieszkania w Stanach Zjednoczonych, zdecydowaliśmy się na dużą zmianę – przeprowadzkę do Europy. Pierwszy przystanek: Hiszpania.

Zakup biletów w jedną stronę wyznaczył nam deadline nie do przekroczenia. Mieliśmy zatem 3 miesiące na zorganizowanie wszystkiego. No to do rzeczy… Właśnie o rzeczach mowa – co zrobić z całym swoim dobytkiem? Do sprawy podeszłam systemowo. Najpierw storage.  Później garaż. Na końcu dom. Dało się. Selekcja była dość radykalna, ponieważ ostatecznie zmieściliśmy się do 3 walizek i 4 bagaży podręcznych. Wysłaliśmy również nasz samochód w kontenerze do Europy (przyznaję – był zapakowany po dach). Resztę rzeczy sprzedaliśmy przez Internet bądź na tzw. yard sale (wyprzedaż garażowa). Przedmioty, których nie udało się spieniężyć, oddaliśmy organizacjom charytatywnym.

Moja rada – wypijcie dobrą kawę, zróbcie sobie przerwę i pomyślcie, że nic nie musi być spisane na straty.  W ostatecznym rozrachunku to wy wygrywacie, bo rzeczy, które wam służyły, przydadzą się innym, a w zamian dostaniecie albo nieco gotówki, albo satysfakcję, że możecie pomoc.

Zorganizowany przewóz rzeczy

Jeśli jesteście w sytuacji, która pozwala wam na bardziej zorganizowaną przeprowadzkę, zorientujcie się, jakie opcje proponuje wasz pracodawca. Sprawdźcie:

  • czy pracodawca pokrywa koszty przeprowadzki, czy dostaniecie na to tylko określoną sumę;
  • kto musi znaleźć firmę przewozową;
  • czy wybrana firma pakuje (i rozpakowuje!) też rzeczy, czy samemu trzeba to zrobić;
  • czy ta sama firma zajmie się formalnościami i problemami celnymi na miejscu.

Pamiętajcie, że nawet ok. 250 kg na 4-osobową rodzinę, które możecie przewieźć w walizkach, to wcale nie jest dużo. Na pierwsze tygodnie oprócz ciuchów, ulubionych zabawek, książek, trzeba jeszcze zapakować przynajmniej jeden garnek i patelnię czy inne sprzęty kuchenne, buty, może ciepłe kurtki albo śpiwory itd.

Co zabrać na pierwsze tygodnie w nowym miejscu?

  • Zorientujcie się, jaka pogoda jest na miejscu

Maputo może i jest stolicą afrykańskiego kraju, ale zimą, kiedy temperatura spada nocą do 14 stopni, w domach jest naprawdę zimno. Nie przypuszczałam, że będziemy potrzebować kołder, ale od czerwca do września bardzo się przydają. Jeszcze gorzej jest w wysoko położonej Pretorii czy pustynnym Windhuk. Tam, zimą, cieplejsza kurtka jest niezbędna.

  • Sprawdźcie dostępność niektórych towarów

Zorientujcie się, czy na miejscu dostępne są kosmetyki, przyprawy czy lekarstwa, których używacie. Może to i błahostka, ale w Maputo na przykład dopiero od niedawna można kupić ziele angielskie w ziarnach i pora. Bulwy selera nie uświadczysz. I jak tu zrobić porządny rosół dla dziecka, które jest w fazie nienawidzenia innych zup? Niby wystarczy poszukać zamienników, ale gdy jesteście wtłoczeni nagle w nową kulturę, nowe środowisko i język, trudno jest rzucić się na poszukiwania kopru czy majeranku.

  • Pamiętajcie o papierach

Zanim wyjedziecie, skompletujcie potrzebne dokumenty, najlepiej, jakbyście mieli ich wielojęzyczne odpisy. Sprawdźcie, czy to wy będziecie musieli się ubiegać o ewentualną wizę i pozwolenie na pracę, czy zrobi to wasz pracodawca. Powiadomcie bank, że wyjeżdżacie za granicę, zobaczcie, jakie są opłaty za użycie karty kredytowej poza Polską. Postarajcie się o międzynarodowe prawo jazdy. Nie zapominajcie o ubezpieczeniu!

  • Poszukajcie możliwości dokształcenia się

Jeśli macie taką możliwość, skorzystajcie ze specjalnego kursu, który przygotowuje do pracy i życia za granicą. W Niemczech istnieje kampus, w którym zarówno pracownik/pracownica, jak i jego partner/partnerka mogą zapoznać się z historią, polityką i rynkiem kraju i regionu, do którego wyjeżdżają, przejść kurs językowy i zaliczyć szkolenie z zakresu bezpieczeństwa. Z tej opcji korzysta wiele firm i organizacji, które wysyłają swoich pracowników za granicę. W czasie, kiedy się uczycie, małe dzieci mogą iść na zajęcia do kampusowego przedszkola. Tutaj możecie przeczytać o kampusie: Campus Kottenforst (giz.de) Podobne zajęcia pozwalają na uniknięcie wielu problemów na miejscu. Jeśli to jest poza waszym zasięgiem, możecie sami poszukać informacji o kraju lub zapisać się na kurs językowy. Zawsze warto przyswoić sobie przed wyjazdem parę zwrotów w lokalnym języku.

Gdzie szukać informacji?

Nieocenioną pomocą są grupy facebookowe (np. dla mam, ekspatów i narodowości w danym kraju), gdzie albo można zapytać o cokolwiek, albo znaleźć kogoś, kto szczegółowo odpisze wam na pytania. Popytajcie wśród przyjaciół albo przez media społecznościowe – może akurat ktoś ma znajomych, którzy spędzili w waszym nowym miejscu trochę czasu?

To jak? Zaczynacie?

Ołówek w ręce, na stole kartka i filiżanka świeżo zaparzonej kawy.

Wypiszcie sobie najważniejsze punkty i pytania związane z przeprowadzką za granicę, a potem sukcesywnie, krok po kroku, szukajcie odpowiedzi i odhaczajcie wypełnione zadania.

Pac, pac, pac – kolejne figury szachowe przeciwnika padają pokonane. I już! Szach-mat! Pudła zniknęły, impreza pożegnalna za Wami, bilety kupione. Nie było łatwo, ale daliście radę.

W naszym kolejnym wpisie znajdziecie rady, na co zwrócić uwagę, szukając mieszkania za granicą. Z poprzedniego tekstu mogliście się dowiedzieć, w jakiej sytuacji jesteśmy i jak to wpływa na organizację naszych przeprowadzek.


Facebook


Instagram

Życie i praca za granicą

Życie i praca za granicą

Życie i praca za granicą – dasz radę?

Wygląda na to, że życie jest sumą decyzji

Ta jedna decyzja wszystko zapoczątkowała – to, że teraz zdecydowałyśmy się na nowy rozdział
w życiu; to, że rozwijamy powoli @bylo_sobie_slowo. Jedna decyzja kilkanaście lat temu – tak, jedziemy!

Laos, Francja, Namibia czy Peru? Chcecie pracować za granicą, wyjechać gdzieś na dłużej, marzycie o zamieszkaniu w innym kraju? A może Twój partner/partnerka właśnie dostali propozycję przeprowadzki za granicę? Teraz przeraża was ogrom zmian i nie wiecie od czego zacząć? Spokojnie! Możemy pomóc.

Życie i praca za granicą – krok po kroku

Przygotowałyśmy cykl tekstów na tematy, które są bliskie wszystkim, którzy choć raz planowali przeprowadzić się za granicę:

Obydwie mieszkałyśmy w różnych krajach, każda miała inne powody, żeby się przeprowadzać, nasze doświadczenie zawodowe też się różni. Patrzymy na wyżej wymienione punkty z różnych perspektyw. Zapraszamy zatem do lektury! Ciekawe jesteśmy również Waszych doświadczeń – każdy komentarz będzie mile widziany.

Ania – nie boję się nowych wyzwań

Urodziłam się z bakcylem podróżowania, który stanowczo zostanie już ze mną na zawsze. To właśnie on był powodem podjęcia najpierw studiów, a potem też pracy za granicą. Poniósł mnie też za ocean. Najpierw turystycznie, a nieco później już jako zaobrączkowaną żonę z zieloną kartą w kieszeni. Przyznam, że oprócz bakcyla, uczucia też miały z tą decyzją co nieco do czynienia.

W Stanach Zjednoczonych mieszkałam przez kilka ładnych lat. Tu otarłam się zawodowo o świat marketingu i PR. To tutaj właśnie, w Dzień Prezydenta (amerykańskie święto narodowe), urodził się nam pierwszy syn, a trzy lata później drugi. Jednak serce nie sługa i ciągnęło do Europy. Bilety w jedną stronę okazały się strzałem w dziesiątkę – nie oglądając się za siebie, w 2017 r. wylądowaliśmy w Portugalii, a parę tygodni później w Hiszpanii. Andaluzja jest naszym domem od czterech lat. Niedługo znów podążymy w drogę, aby osiąść, choć na jakiś czas, w ojczyźnie.

Przeprowadzki, owszem, są stresujące, ale pozwalają na nowy początek i nieustanny rozwój.

Do dziś pamiętam moją pierwszą przeprowadzkę. Do Stanów zabrałam ze sobą dwie duże walizki i bagaż podręczny, w których zmieścił się mój panieński świat. Po drugiej stronie oceanu czekał już na mnie mój mąż. Każde kolejne przenosiny były nieco bardziej wymagające, ponieważ oprócz walizek, pudeł i innych tobołków, pojawiły się dzieci z całym swoim „osprzętem”. Przy odpowiednim planie, wszystko jest możliwe! Naprawdę!

Decyzje o zmianie miejsca zamieszkania za każdym razem były motywowane chęcią transformacji stylu życia, poznania świata i wyjścia ze swojej „strefy komfortu”. Zdecydowaliśmy, że pomożemy naszym marzeniom się spełniać i na pierwszą rodzinną przeprowadzkę wybraliśmy Hiszpanię.

Weronika – przenoszenie życia z jednego kraju do drugiego może być
trudne, ale pozwala na zdobycie nowych doświadczeń, które zaprocentują w przyszłości.

Zawsze dużo podróżowałam. Męża poznałam w Rumunii, dla niego przeprowadziłam się do Niemiec. W 2013 r. zaczęła się nasza ekspacka przygoda. Trzy i pół roku spędziliśmy w Armenii, a od czterech lat jesteśmy w Mozambiku.

Do Erywania lecieliśmy po raz pierwszy z naszym 5-miesięcznym synem, niecałe dwa lata później urodziła się Kaja, a teraz, w Maputo, dzieciaki chodzą już do szkoły. Mój mąż pracuje w niemieckiej organizacji, mnie określa się w nomenklaturze jako „towarzyszkę” – accompanying partner.

W Mozambiku pracuję jako wolontariuszka, a od niedawna, razem z Anią, tworzę projekt Było sobie słowo korekta, redakcja, proofreading, copywriting. Nasze przeprowadzki były zaplanowane, większość wydatków z tym związanych pokrywał pracodawca. Moje doświadczenie skupia się więc raczej na życiu w krajach rozwijających się, nazywanych dziś krajami globalnego Południa.

Nie powtarzajcie naszych błędów!

Jak widzicie, mamy inne doświadczenia, inną perspektywę. Wybierzcie, która sytuacja jest wam bliższa, podzielcie się z nami swoimi przygodami.   

W kolejnych artykułach dostaniecie solidną porcję przydatnych informacji i rad. Wiadomo, że najlepiej uczyć się na błędach, jednak zawsze wolimy, żeby to były cudze błędy 🙂

Tak więc zapraszamy: uczcie się na naszych błędach!


Facebook


Instagram

Cyganie – wyjdźmy poza stereotyp!

Cyganie – wyjdźmy poza stereotyp!

Cyganie – wyjdźmy poza stereotyp!

Słowo „cygan” w języku polskim

Uderza mnie, jak pejoratywnie pojmowane jest słowo „cygan” w języku polskim. Większość z nas reaguje podobnie, gdy słyszy to słowo. Dlaczego? Dlaczego Cyganie kojarzą się nam ze skrajnościami – z matkami i dziećmi żebrzącymi na ulicy albo z mężczyznami obwieszonymi złotymi łańcuchami, którzy noszą ubrania Gucci i jeżdżą mercedesami? Nawet Słownik Języka Polskiego PWN jednoznacznie utrwala to negatywne przekonanie w swojej definicji słowa „cygan”:

cygan[1] (włóczęga, koczownik; śniady, ciemnowłosy mężczyzna) -na, -nie; ci -nie, -nów 

cygan (krętacz, kłamca) -na, -nie; te -ny, -nów

Ten sam słownik przytacza również potoczne znaczenia tego słowa, które wydają się dość dosadne:

cygan

  1. pot.«o kimś, kto prowadzi nieustabilizowany lub wędrowny tryb życia»
  2. pot.«o człowieku mającym śniadą cerę i ciemne włosy»
  3. pot.«o kimś, kto kłamie i oszukuje»

Potrafię się zgodzić z pierwszym opisem. Dwa kolejne wyjaśnienia natomiast są, mówiąc delikatnie, kontrowersyjne. Mój mąż ma śniadą cerę oraz ciemne włosy. Czy to oznacza, że można go porównać z Cyganem? Może i tak, ponieważ owo porównanie nie byłoby dla niego w żadnym wypadku obelgą. Faktem jest, że mój mąż pochodzi z Filipin, gdzie 99% ludności można opisać w ten sposób.

Czy też można jednoznacznie utożsamić Cygana z kimś, kto kłamie i oszukuje? Moim zdaniem jest to krzywdząca generalizacja. Ilu z nas tak naprawdę zostalo oszukanych przez znajomych czy współpracowników, czy też, posługując się logiką powyższego słownika, ludzi o białej cerze i jasnych włosach, a ilu przez Cyganów? Osobiście miałam jedną odosobnioną nieprzyjemną sytuację z Cyganką i na słowach się skończyło. W świetle powyższego wierzę, że warto zastanowić się następnym razem, kiedy będziemy skłonni do utożsamiania Cygana z oszustem.

[1] Słownik Języka Polskiego PWN, wersja online: https://sjp.pwn.pl/slowniki/cygan.html

flamenco Romowie

Bogata historia i folklor cygański

Wszystkie powyższe interpretacje słowa „cygan” nawet w najmniejszym stopniu nie uwzględniają międzynarodowej i międzykulturowej rzeczywistości, w której żyje ta niesamowicie barwna grupa ludzi. Są to potomkowie tych, którzy zdecydowali się opuścić rodzinne ziemie indyjskie przed X w. i poszli w świat.

Cyganie żyją w wielu krajach na świecie, a w Europie reprezentowani są przez Sintów (Niemcy), Manuszów (Francja), Cale (Hiszpania; Kaale również w Finlandii), a także  przez Cyganów angielskich. W samej Polsce istnieją cztery szczepy cygańskie: Polska Roma, Kelderasza, Lowari oraz Bergitka Roma. Każda grupa posiada swój własny dialekt, historię i sposób życia.

W Hiszpanii natomiast (szczególnie w południowej części, w Andaluzji) Cyganie uważani są za wspaniałych muzyków i śpiewaków flamenco, jakże ciekawego oraz trudnego rodzaju muzyki i tańca. Ta ostatnia grupa jest mi szczególnie bliska, ponieważ mieszkam w południowej Andaluzji, a moje dzieci chodzą z potomkami cygańskimi do szkoły. Choć zdarzały się niesnaski (jak to w życiu), społeczność cygańska jest tu zasymilowana i pozytywnie odbierana. Myślę, że o tej różnorodności warto by było wspomnieć podczas definiowania słowa cygan. Być może spowodowałoby to osłabienie uprzedzeń, które pokutują w świadomości wielu z nas.

Cygan flamenco

Naród romski

Warto również wiedzieć, że określenie Romowie, które jest tak popularne w Polsce oraz funkcjonuje równoważnie ze słowem „Cygan”, ma zasadniczo pozytywne konotacje. Otóż w 1971 r. Międzynarodowy Komitet Cyganów ogłosił, że słowo „Romowie” będzie się tyczyło wszystkich szczepów cygańskich na całym świecie. W ten sposób dano początek narodowi, który pomimo rozsiania w wielu zakątkach kuli ziemskiej, funkcjonuje jako jedność i daje poczucie silnej więzi. Romowie posiadają własną flagę, a także oficjalny hymn.

Romowie flaga romska

Społeczność romska jest doskonałym tematem do dyskusji nad stereotypami; dyskusji, która jest ważna szczególnie na terenie Europy. Odrzućmy albo choćby wyjrzyjmy poza stereotyp Cygana, który wcale nie musi być utożsamiany z wszelkim złem, lecz raczej z ciekawą i barwną kulturą, z której i my możemy zaczerpnąć dużo dobrego.

Jeśli zaciekawił Cię ten temat, polecam lekturę następujących artykułów:

  1. Wywiad z Martą Godlewską-Goską w Polskim Radiu

https://www.polskieradio.pl/8/478/Artykul/947985,Nie-bojmy-sie-slowa-Cygan

  1. Artykuł „Cyganie czy Romowie? Hindusi na drogach Europy” w Piśmie Folkowym

https://pismofolkowe.pl/artykul/cyganie-czy-romowie-hindusi-na-drogach-europy-3504  


Facebook


Instagram

Mozambik – kraj wielu języków

Mozambik – kraj wielu języków

Mozambik – kraj wielu języków

Co łączy ludzi żyjących w jednym państwie?

Najprościej jest chyba powiedzieć: język. To, że mówimy w tym samym języku, sprawia, że czujemy się wspólnotą, możemy się dogadać, rozumiemy się.

Czy to stwierdzenie dotyczy wszystkich państw?

Na pewno nie w Afryce! Kraje europejskie nie zważały na istniejące uwarunkowania narodowościowe, językowe i kulturowe, kiedy „kroiły” ten kontynent. O podziale Afryki zadecydowano podczas konferencji berlińskiej pod koniec XIX w. To uczestnicy tej konferencji uznali Kongo za prywatną własność króla Belgii Leopolda II i równocześnie znieśli handel czarnymi niewolnikami. Zestawienie tych dwóch postanowień obok siebie zakrawa na ponury żart.

Inne decyzje i dalszy podział kontynentu „od linijki” doprowadziły de facto do wrzucenia do jednego państwa wielu grup etnicznych. Te zbiorowości w naturalnych warunkach nigdy by nie stworzyły wspólnoty. W rezultacie dochodziło do wojen domowych, konfliktów, co dodatkowo skutkowało osłabieniem gospodarczym. Spójrz poniżej na mapę,  na pewno zauważysz nienaturalnie proste granice pomiędzy państwami. Zaznaczyłam też miejsca kilku większych konfliktów:

Konflikty w Afryce

1. Nigeria, wojna domowa 1967–70 (ok. 2 mln ofiar);
2. Sudan, wojna domowa 1983–2005 (ok. 1,5 mln ofiar);
3. Angola, wojna domowa 1975 –2002 (ok. 0,5 mln ofiar);
4. Demokratyczna Republika Konga, wojna 1998–2003 (ok. 5,4 mln ofiar);
5. Rwanda, wojna domowa 1990–93 i ludobójstwo IV-VII 1994 r. (ok. 1 mln ofiar);
6. Mozambik, wojna domowa 1977–92 (ok. 1 mln ofiar).

Jak w tym kontekście wygląda Mozambik? Jak kolonizacja wpłynęła na języki używane w tym kraju?

Mozambik, tak jak dzisiejsza Angola, Gwinea Bissau i Wyspy Zielonego Przylądka oraz Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, był kolonią portugalską. Język portugalski jest jedynym urzędowym językiem w kraju. Mimo to posługuje się nim niewiele ponad 50% obywateli, którzy w większości zamieszkują duże miasta. W domach rozmawia po portugalsku tylko ok. 16,5% ludzi, dużo więcej (ok. 25%) używa na co dzień języka makua.  Na południu Mozambiku dominuje changana (shangana), jeden z dialektów tsonga.

Oprócz wymienionych istnieje jeszcze wiele innych lokalnych języków. Ich zasięg nie jest wydzielony istniejącymi granicami. Na przykład język tsonga jest używany na obszarze obejmującym regiony przygraniczne państw: RPA, Eswatini, Mozambiku i Zimbabwe. Z kolei język makua dominuje na północy Mozambiku i południu Tanzanii.

Jak to się stało, że tylko połowa ludności kraju mówi w języku oficjalnym?

Dostęp do szkół w Mozambiku wcale nie jest taki oczywisty. Nie chodzi nawet o odległości i brak transportu, choć jest to częste. Wystarczy, że dziecko mieszka z babcią, która choruje – trzeba jej pomóc, zrobić jedzenie i nie ma już czasu, żeby iść do szkoły. Nagminne opuszczanie lekcji często prowadzi do rezygnacji z dalszej nauki. W dużej części kraju portugalski jest obecny tylko i wyłącznie w szkole. W domu, na podwórku, wśród znajomych i rodziny ludzie rozmawiają w języku lokalnym. Języku tradycji, obrządków, emocji.

Dołożyć do tego trzeba fakt, że wielu nauczycieli nie mówi wzorcowym portugalskim. Żeby zostać nauczycielem w szkole podstawowej, nie trzeba mieć ukończonych studiów. W ten sposób język urzędowy jest właściwie nauczany jako drugi język przez ludzi, którzy nie zawsze umieją się nim dobrze posługiwać. Jeżeli uczeń czy uczennica nie przeniosą się później do większego miasta, nie będą kontynuować nauki, portugalski zostanie wyparty przez język lokalny.

Prowadzi to do wielu problemów – część mieszkańców jest wyłączona z systemu. Nie piszesz/nie mówisz po portugalsku, a więc nie zdasz egzaminu na prawo jazdy, nie dowiesz się, o czym mówił prezydent w ostatnim przemówieniu, nie przeczytasz gazety.

Język kolonizatorów?

Wydawać by się mogło, że portugalski nie jest językiem narzuconym, językiem kolonizatorów. Pierwsze władze niepodległego Mozambiku, ustalając język portugalski urzędowym, chciały uniknąć dodatkowych konfliktów i podziałów w kruchym jeszcze wtedy państwie.  Uznanie innych języków za urzędowe niechybnie by do tego prowadziło. Ta decyzja miała skutki uboczne: dziś ludzie, którzy się posługują portugalskim, uważani są powszechnie za wykształconych, za swojego rodzaju elitę. Języki lokalne są postrzegane jako mniej wartościowe.

Być może jest to też pozostałość z czasów kolonialnych, kiedy Mozambijczycy, którzy mówili po portugalsku i zachowywali się w sposób, który odpowiadał białym, zyskiwali status assimilado (zasymilowani). Ale choć assimilados mieli dostęp do prac administracyjnych itp., nigdy nie dorównali statusem Portugalczykom. Do dziś dobrą pracę można zdobyć tylko, jeżeli operuje się portugalskim.

Czy Mozambik podąży śladami RPA?

W RPA istnieje 11 języków urzędowych, które są też nauczane w szkołach. W Mozambiku natomiast szkoła nie jest miejscem, gdzie dzieci mogą się nauczyć pisać i czytać w języku lokalnym. To powoduje kolejne problemy, bo język używany tylko w mowie, nigdy nie stanie się językiem urzędowym.

I choć pojawia się coraz więcej pozycji książkowych, a także możliwości nauki języka lokalnego (uniwersytet, kursy szkół językowych, niektóre szkoły są dwujęzyczne), to opcje te nie są dostępne dla szerszego grona. Bo nawet jeśli szkoła jest dwujęzyczna (jest ich niewiele), często brak jest dwujęzycznych nauczycieli, a niektórzy rodzice nie chcą posyłać do niej dzieci. Znów wracamy do portugalskiego jako jedynego, który może zapewnić lepszą pracę, czyli lepsze życie.

Czy uważam, że nadanie makua czy tsonga statusu języka urzędowego przyniosłoby korzyści?

Tak. Zrównanie w prawach portugalskiego i języków lokalnych o największym zasięgu, prowadziłoby do wyrównania szans w szkole, w dostępie do lepszej pracy; zapis wielu historii, tradycji, a także usystematyzowanie języka oznacza jego zachowanie i możliwość rozwoju.

Czy uważam, że taki proces mógłby się odbyć w najbliższym czasie?

Nie. Język portugalski jest postrzegany nie tylko jako „ten lepszy”, ale też jako coś, co sprawia, że ludzie pozostają zjednoczeni. Mimo że ustanowienie go językiem urzędowym po odzyskaniu niepodległości w 1975 r. było decyzją  zrozumiałą, w dłuższej perspektywie doprowadziło do swoistego rozwarstwienia społeczeństwa. Gigantycznym kosztem byłoby też przełożenie materiałów szkolnych na języki lokalne, podział kraju na oddzielne jednostki językowe, dopasowania istniejącego prawa itp.

W kraju, gdzie problemem jest dostęp do bieżącej wody, elektryczność dociera do niewielu ponad 30% mieszkańców, a 46% Mozambijczyków żyje poniżej dwóch dolarów dziennie, zniwelowanie językowego wykluczenia nie należy do priorytetów.

Khanimambo!

Miejmy świadomość, że w Afryce ludzie nie posługują się tylko językiem byłych kolonizatorów. Nie postrzegajmy języka lokalnego jako mniej wartościowego. Batalię o uznanie języków lokalnych za równe portugalskiemu, angielskiemu czy francuskiemu zostawmy mieszkańcom tych krajów – my możemy wspierać rozwój edukacji, to zawsze się przyda, a kto wie, może w Maputo za 30 lat zamiast „Obrigado!”, będziemy wszędzie słyszeć „Khanimambo!”.

Trochę o historii i o tym, jakich języków używa się w Mozambiku, przeczytasz po polsku na Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mozambik

Ciekawa praca Joanny Mormul pt. Portugalskie dziedzictwo językowe i kulturowe w Mozambiku –bękart kolonializmu czy nadzieja na lepsze jutro? jest dostępna tutaj.


Facebook


Instagram