Cyganie – wyjdźmy poza stereotyp!

Cyganie – wyjdźmy poza stereotyp!

Cyganie – wyjdźmy poza stereotyp!

Słowo „cygan” w języku polskim

Uderza mnie, jak pejoratywnie pojmowane jest słowo „cygan” w języku polskim. Większość z nas reaguje podobnie, gdy słyszy to słowo. Dlaczego? Dlaczego Cyganie kojarzą się nam ze skrajnościami – z matkami i dziećmi żebrzącymi na ulicy albo z mężczyznami obwieszonymi złotymi łańcuchami, którzy noszą ubrania Gucci i jeżdżą mercedesami? Nawet Słownik Języka Polskiego PWN jednoznacznie utrwala to negatywne przekonanie w swojej definicji słowa „cygan”:

cygan[1] (włóczęga, koczownik; śniady, ciemnowłosy mężczyzna) -na, -nie; ci -nie, -nów 

cygan (krętacz, kłamca) -na, -nie; te -ny, -nów

Ten sam słownik przytacza również potoczne znaczenia tego słowa, które wydają się dość dosadne:

cygan

  1. pot.«o kimś, kto prowadzi nieustabilizowany lub wędrowny tryb życia»
  2. pot.«o człowieku mającym śniadą cerę i ciemne włosy»
  3. pot.«o kimś, kto kłamie i oszukuje»

Potrafię się zgodzić z pierwszym opisem. Dwa kolejne wyjaśnienia natomiast są, mówiąc delikatnie, kontrowersyjne. Mój mąż ma śniadą cerę oraz ciemne włosy. Czy to oznacza, że można go porównać z Cyganem? Może i tak, ponieważ owo porównanie nie byłoby dla niego w żadnym wypadku obelgą. Faktem jest, że mój mąż pochodzi z Filipin, gdzie 99% ludności można opisać w ten sposób.

Czy też można jednoznacznie utożsamić Cygana z kimś, kto kłamie i oszukuje? Moim zdaniem jest to krzywdząca generalizacja. Ilu z nas tak naprawdę zostalo oszukanych przez znajomych czy współpracowników, czy też, posługując się logiką powyższego słownika, ludzi o białej cerze i jasnych włosach, a ilu przez Cyganów? Osobiście miałam jedną odosobnioną nieprzyjemną sytuację z Cyganką i na słowach się skończyło. W świetle powyższego wierzę, że warto zastanowić się następnym razem, kiedy będziemy skłonni do utożsamiania Cygana z oszustem.

[1] Słownik Języka Polskiego PWN, wersja online: https://sjp.pwn.pl/slowniki/cygan.html

flamenco Romowie

Bogata historia i folklor cygański

Wszystkie powyższe interpretacje słowa „cygan” nawet w najmniejszym stopniu nie uwzględniają międzynarodowej i międzykulturowej rzeczywistości, w której żyje ta niesamowicie barwna grupa ludzi. Są to potomkowie tych, którzy zdecydowali się opuścić rodzinne ziemie indyjskie przed X w. i poszli w świat.

Cyganie żyją w wielu krajach na świecie, a w Europie reprezentowani są przez Sintów (Niemcy), Manuszów (Francja), Cale (Hiszpania; Kaale również w Finlandii), a także  przez Cyganów angielskich. W samej Polsce istnieją cztery szczepy cygańskie: Polska Roma, Kelderasza, Lowari oraz Bergitka Roma. Każda grupa posiada swój własny dialekt, historię i sposób życia.

W Hiszpanii natomiast (szczególnie w południowej części, w Andaluzji) Cyganie uważani są za wspaniałych muzyków i śpiewaków flamenco, jakże ciekawego oraz trudnego rodzaju muzyki i tańca. Ta ostatnia grupa jest mi szczególnie bliska, ponieważ mieszkam w południowej Andaluzji, a moje dzieci chodzą z potomkami cygańskimi do szkoły. Choć zdarzały się niesnaski (jak to w życiu), społeczność cygańska jest tu zasymilowana i pozytywnie odbierana. Myślę, że o tej różnorodności warto by było wspomnieć podczas definiowania słowa cygan. Być może spowodowałoby to osłabienie uprzedzeń, które pokutują w świadomości wielu z nas.

Cygan flamenco

Naród romski

Warto również wiedzieć, że określenie Romowie, które jest tak popularne w Polsce oraz funkcjonuje równoważnie ze słowem „Cygan”, ma zasadniczo pozytywne konotacje. Otóż w 1971 r. Międzynarodowy Komitet Cyganów ogłosił, że słowo „Romowie” będzie się tyczyło wszystkich szczepów cygańskich na całym świecie. W ten sposób dano początek narodowi, który pomimo rozsiania w wielu zakątkach kuli ziemskiej, funkcjonuje jako jedność i daje poczucie silnej więzi. Romowie posiadają własną flagę, a także oficjalny hymn.

Romowie flaga romska

Społeczność romska jest doskonałym tematem do dyskusji nad stereotypami; dyskusji, która jest ważna szczególnie na terenie Europy. Odrzućmy albo choćby wyjrzyjmy poza stereotyp Cygana, który wcale nie musi być utożsamiany z wszelkim złem, lecz raczej z ciekawą i barwną kulturą, z której i my możemy zaczerpnąć dużo dobrego.

Jeśli zaciekawił Cię ten temat, polecam lekturę następujących artykułów:

  1. Wywiad z Martą Godlewską-Goską w Polskim Radiu

https://www.polskieradio.pl/8/478/Artykul/947985,Nie-bojmy-sie-slowa-Cygan

  1. Artykuł „Cyganie czy Romowie? Hindusi na drogach Europy” w Piśmie Folkowym

https://pismofolkowe.pl/artykul/cyganie-czy-romowie-hindusi-na-drogach-europy-3504  


Facebook


Instagram

Mozambik – kraj wielu języków

Mozambik – kraj wielu języków

Mozambik – kraj wielu języków

Co łączy ludzi żyjących w jednym państwie?

Najprościej jest chyba powiedzieć: język. To, że mówimy w tym samym języku, sprawia, że czujemy się wspólnotą, możemy się dogadać, rozumiemy się.

Czy to stwierdzenie dotyczy wszystkich państw?

Na pewno nie w Afryce! Kraje europejskie nie zważały na istniejące uwarunkowania narodowościowe, językowe i kulturowe, kiedy „kroiły” ten kontynent. O podziale Afryki zadecydowano podczas konferencji berlińskiej pod koniec XIX w. To uczestnicy tej konferencji uznali Kongo za prywatną własność króla Belgii Leopolda II i równocześnie znieśli handel czarnymi niewolnikami. Zestawienie tych dwóch postanowień obok siebie zakrawa na ponury żart.

Inne decyzje i dalszy podział kontynentu „od linijki” doprowadziły de facto do wrzucenia do jednego państwa wielu grup etnicznych. Te zbiorowości w naturalnych warunkach nigdy by nie stworzyły wspólnoty. W rezultacie dochodziło do wojen domowych, konfliktów, co dodatkowo skutkowało osłabieniem gospodarczym. Spójrz poniżej na mapę,  na pewno zauważysz nienaturalnie proste granice pomiędzy państwami. Zaznaczyłam też miejsca kilku większych konfliktów:

Konflikty w Afryce

1. Nigeria, wojna domowa 1967–70 (ok. 2 mln ofiar);
2. Sudan, wojna domowa 1983–2005 (ok. 1,5 mln ofiar);
3. Angola, wojna domowa 1975 –2002 (ok. 0,5 mln ofiar);
4. Demokratyczna Republika Konga, wojna 1998–2003 (ok. 5,4 mln ofiar);
5. Rwanda, wojna domowa 1990–93 i ludobójstwo IV-VII 1994 r. (ok. 1 mln ofiar);
6. Mozambik, wojna domowa 1977–92 (ok. 1 mln ofiar).

Jak w tym kontekście wygląda Mozambik? Jak kolonizacja wpłynęła na języki używane w tym kraju?

Mozambik, tak jak dzisiejsza Angola, Gwinea Bissau i Wyspy Zielonego Przylądka oraz Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, był kolonią portugalską. Język portugalski jest jedynym urzędowym językiem w kraju. Mimo to posługuje się nim niewiele ponad 50% obywateli, którzy w większości zamieszkują duże miasta. W domach rozmawia po portugalsku tylko ok. 16,5% ludzi, dużo więcej (ok. 25%) używa na co dzień języka makua.  Na południu Mozambiku dominuje changana (shangana), jeden z dialektów tsonga.

Oprócz wymienionych istnieje jeszcze wiele innych lokalnych języków. Ich zasięg nie jest wydzielony istniejącymi granicami. Na przykład język tsonga jest używany na obszarze obejmującym regiony przygraniczne państw: RPA, Eswatini, Mozambiku i Zimbabwe. Z kolei język makua dominuje na północy Mozambiku i południu Tanzanii.

Jak to się stało, że tylko połowa ludności kraju mówi w języku oficjalnym?

Dostęp do szkół w Mozambiku wcale nie jest taki oczywisty. Nie chodzi nawet o odległości i brak transportu, choć jest to częste. Wystarczy, że dziecko mieszka z babcią, która choruje – trzeba jej pomóc, zrobić jedzenie i nie ma już czasu, żeby iść do szkoły. Nagminne opuszczanie lekcji często prowadzi do rezygnacji z dalszej nauki. W dużej części kraju portugalski jest obecny tylko i wyłącznie w szkole. W domu, na podwórku, wśród znajomych i rodziny ludzie rozmawiają w języku lokalnym. Języku tradycji, obrządków, emocji.

Dołożyć do tego trzeba fakt, że wielu nauczycieli nie mówi wzorcowym portugalskim. Żeby zostać nauczycielem w szkole podstawowej, nie trzeba mieć ukończonych studiów. W ten sposób język urzędowy jest właściwie nauczany jako drugi język przez ludzi, którzy nie zawsze umieją się nim dobrze posługiwać. Jeżeli uczeń czy uczennica nie przeniosą się później do większego miasta, nie będą kontynuować nauki, portugalski zostanie wyparty przez język lokalny.

Prowadzi to do wielu problemów – część mieszkańców jest wyłączona z systemu. Nie piszesz/nie mówisz po portugalsku, a więc nie zdasz egzaminu na prawo jazdy, nie dowiesz się, o czym mówił prezydent w ostatnim przemówieniu, nie przeczytasz gazety.

Język kolonizatorów?

Wydawać by się mogło, że portugalski nie jest językiem narzuconym, językiem kolonizatorów. Pierwsze władze niepodległego Mozambiku, ustalając język portugalski urzędowym, chciały uniknąć dodatkowych konfliktów i podziałów w kruchym jeszcze wtedy państwie.  Uznanie innych języków za urzędowe niechybnie by do tego prowadziło. Ta decyzja miała skutki uboczne: dziś ludzie, którzy się posługują portugalskim, uważani są powszechnie za wykształconych, za swojego rodzaju elitę. Języki lokalne są postrzegane jako mniej wartościowe.

Być może jest to też pozostałość z czasów kolonialnych, kiedy Mozambijczycy, którzy mówili po portugalsku i zachowywali się w sposób, który odpowiadał białym, zyskiwali status assimilado (zasymilowani). Ale choć assimilados mieli dostęp do prac administracyjnych itp., nigdy nie dorównali statusem Portugalczykom. Do dziś dobrą pracę można zdobyć tylko, jeżeli operuje się portugalskim.

Czy Mozambik podąży śladami RPA?

W RPA istnieje 11 języków urzędowych, które są też nauczane w szkołach. W Mozambiku natomiast szkoła nie jest miejscem, gdzie dzieci mogą się nauczyć pisać i czytać w języku lokalnym. To powoduje kolejne problemy, bo język używany tylko w mowie, nigdy nie stanie się językiem urzędowym.

I choć pojawia się coraz więcej pozycji książkowych, a także możliwości nauki języka lokalnego (uniwersytet, kursy szkół językowych, niektóre szkoły są dwujęzyczne), to opcje te nie są dostępne dla szerszego grona. Bo nawet jeśli szkoła jest dwujęzyczna (jest ich niewiele), często brak jest dwujęzycznych nauczycieli, a niektórzy rodzice nie chcą posyłać do niej dzieci. Znów wracamy do portugalskiego jako jedynego, który może zapewnić lepszą pracę, czyli lepsze życie.

Czy uważam, że nadanie makua czy tsonga statusu języka urzędowego przyniosłoby korzyści?

Tak. Zrównanie w prawach portugalskiego i języków lokalnych o największym zasięgu, prowadziłoby do wyrównania szans w szkole, w dostępie do lepszej pracy; zapis wielu historii, tradycji, a także usystematyzowanie języka oznacza jego zachowanie i możliwość rozwoju.

Czy uważam, że taki proces mógłby się odbyć w najbliższym czasie?

Nie. Język portugalski jest postrzegany nie tylko jako „ten lepszy”, ale też jako coś, co sprawia, że ludzie pozostają zjednoczeni. Mimo że ustanowienie go językiem urzędowym po odzyskaniu niepodległości w 1975 r. było decyzją  zrozumiałą, w dłuższej perspektywie doprowadziło do swoistego rozwarstwienia społeczeństwa. Gigantycznym kosztem byłoby też przełożenie materiałów szkolnych na języki lokalne, podział kraju na oddzielne jednostki językowe, dopasowania istniejącego prawa itp.

W kraju, gdzie problemem jest dostęp do bieżącej wody, elektryczność dociera do niewielu ponad 30% mieszkańców, a 46% Mozambijczyków żyje poniżej dwóch dolarów dziennie, zniwelowanie językowego wykluczenia nie należy do priorytetów.

Khanimambo!

Miejmy świadomość, że w Afryce ludzie nie posługują się tylko językiem byłych kolonizatorów. Nie postrzegajmy języka lokalnego jako mniej wartościowego. Batalię o uznanie języków lokalnych za równe portugalskiemu, angielskiemu czy francuskiemu zostawmy mieszkańcom tych krajów – my możemy wspierać rozwój edukacji, to zawsze się przyda, a kto wie, może w Maputo za 30 lat zamiast „Obrigado!”, będziemy wszędzie słyszeć „Khanimambo!”.

Trochę o historii i o tym, jakich języków używa się w Mozambiku, przeczytasz po polsku na Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mozambik

Ciekawa praca Joanny Mormul pt. Portugalskie dziedzictwo językowe i kulturowe w Mozambiku –bękart kolonializmu czy nadzieja na lepsze jutro? jest dostępna tutaj.


Facebook


Instagram

Jerez de la Frontera

Jerez de la Frontera

Mały andaluzyjski raj

300 słonecznych dni w roku! Gdzie? W Jerez!

Ponad 300 słonecznych dni w roku, 78 bodeg, czyli winiarni, gdzie się produkuje najlepsze sherry na świecie oraz niezliczone fiesty flamenco… A na dokładkę jeszcze rasowe tańczące konie! To jest właśnie Jerez de la Frontera. Mimo że od wieków wybrzeża już tu nie ma, to do Oceanu Atlantyckiego jest przysłowiowy żabi skok. Wystarczy tylko 15 minut jazdy samochodem i hops do wody!

Jerez Hiszpania sherry

To urokliwe miasteczko położone w południowej Andaluzji przyciąga nie tylko entuzjastów flamenco, sherry i koni. Również tych, którzy są spragnieni ucieczki od zgiełku dużych miast oraz intensywnego zwiedzania, i po prostu chcą doświadczyć odpowiedniej dozy spokoju i frajdy. Oferta Jerez jest niezmiennie bogata, nawet w czasach covidowych. Koncerty flamenco odbywają się regularnie w tzw. tabancos. Bary w Jerez, gdzie serwują sherry i śpiewa się flamenco na żywo, mają swoją unikatową nazwę. W Sewillii na przykład nie ma tabancos, tylko tabernas. Flamenco też jest tu bardzo „puro” (czyste), czyli w swojej najbardziej oryginalnej formie. Ten rodzaj sztuki nie jest po prostu muzyką – jest stylem życia. Dzieci, które jeszcze nie umieją dobrze chodzić, czują już compas, czyli po naszemu rytm flamenco, i potańcują przy każdej okazji. Ów rytm jest szalenie trudny do opanowania. Sama sprawdziłam. Będąc już naście lat w związku z pasjonatem tej muzyki, do dzisiaj niestety mogę pochwalić się jedynie pobieżną znajomością compas. Nic straconego. Im więcej mi mąż śpiewa w domu, tym też więcej łapię.

Jerez Hiszpania flamenco

Świetna baza wypadowa do zwiedzania prowincji Cadiz

Jako miejscówka Jerez jest świetnie zlokalizowane, ponieważ w promieniu 30 minut jazdy samochodem można odkryć inne perełki Andaluzji, w tym te nadmorskie. Do najbliższej plaży w El Puerto de Santa Maria jest zaledwie 15-20 minut drogi samochodem, tak że w zasadzie można już w domu założyć strój kąpielowy, owinąć się plażowym ręcznikiem i myk nad ocean! Tak, tutaj sięga jeszcze Ocean Atlantycki z charakterystyczną morską bryzą, która ratuje szczególnie tych, co topnieją w żarzącym się słonku (tak jak ja). Poza tym, sama stolica prowincji – Cadiz (miasto i prowincja noszą tę samą nazwę) znajduje się zaledwie 30 minut drogi od Jerez.

Cadiz należy do najstarszych miast w Europie – zostało założone już przez Fenicjan i ma do zaoferowania nie tylko przepiękne plaże, wspaniałe dania ze świeżych owoców morza, ale także bardzo bogatą architektonicznie starówkę. Najlepiej w pierwszej kolejności wspiąć się na wieżę katedry i pooglądać wszystko z góry – rozciąga się stamtąd nieziemski widok. Natchnienie na plan dnia przyjdzie od razu. Dla każdego coś miłego w Cadiz!

Z Jerez blisko jest również do tzw. pueblos blancos (białych miasteczek) położonych najczęściej na wzgórzach, takich jak na przykład Arcos de la Frontera oraz Medina-Sidonia. Warto i tam się zatrzymać, choć na parę godzin. Widoki są powalające.

Cadiz Hiszpania

Flamenco. Ole!!!

Jerez jest bez wątpienia krainą wspomnianego już flamenco. Ta specyficzna hiszpańska muzyka, której głównym instrumentem jest gitara oraz struny głosowe śpiewaków i tupanie butów tancerzy. W Jerez występuje tu w swojej najczystszej odmianie. Tej intymnej, mało turystycznej; co tu dużo mówić – tej najlepszej. To mieszanka śpiewu, płaczu, litanii, ale również radosnych przyśpiewek i ciepłych tonów, wszystko zależy od typu i sposobu wykonania. Mimo że niektórym może się to wydawać trudne do strawienia, to bez dwóch zdań warto przeżyć taki koncert. Tym bardziej, że Jerez de la Frontera to kolebka specyficznego stylu flamenco zwanego bulerias – tego ognistego rytmu „na 12” – wywodzącego się z Indii, przywiezionego do Afryki Północnej, a później, przed wiekami, przez Cyganów do Hiszpanii. Dziś to zdecydowanie dźwięk Jerez!

Jest też zambomba – pieśni bożonarodzeniowe wykonywane w świątecznym stylu flamenco, które powstały w Jerez i rozprzestrzeniły się na resztę Andaluzji. Od końca listopada do Wigilii ulice w centrum miasta wypełnione są wesołymi ludźmi śpiewającymi zambombas przy ognisku (tak, rozpalanym w samym mieście, na chodnikach!). Niezależnie od pory roku flamenco można posłuchać w Tabanco Pasaje w centrum miasta. Jedyny koszt to kieliszek sherry za ok. 1 euro! Myślę, że jest to dobra zachęta!

Jerez Hiszpania flamenco

Tańczące konie czy wyścigowe motory?

Rasowe konie są wizytówką Jerez de la Frontera i choć odbiegają szybkością od rajdowych motocykli, które się tu zjeżdżają raz w roku na Moto Grand Prix Hiszpania, to poruszają się w zdecydowanie ciekawszy (jak dla mnie) sposób, bo w rytm muzyki. Królewska Szkoła Andaluzyjskich Sztuk Jeździeckich w Jerez organizuje godzinne pokazy, podczas których konie tańczą do flamenco i innej muzyki. Nie są to oczywiście zwykłe konie. Są eleganckie i mają szlachetną krew, a także królewską postawę. Wyróżniają się wyjątkową inteligencją i zdolnościami. Natomiast jeśli miłośnicy prędkości woleliby wodzić oczami za pędzącymi motorami, to na pewno znajdzie się miejsce na trybunach Circuito Jerez, toru wyścigowego, znanego na całą Europę.

Jerez Hiszpania

Jerez lovers

A więc mamy flameco, lejace się beczkami sherry, tańczące konie, motory, słońce, morze blisko, życzliwych ludzi, przystępne ceny, wspaniałą kuchnię… Czego więcej potrzeba do pełni wakacyjnego szczęścia? Myślę, że niczego! Grzechem by było nie spróbować! Zapraszamy do Jerez de la Frontera!!!



Facebook


Instagram