Cabo Delgado. Mozambik w walce z terroryzmem

Cabo Delgado. Mozambik w walce z terroryzmem

Cabo Delgado – terroryzm w Mozambiku

Niedługo minie rok od ataku terrorystów na Palmę. To wydarzenie wpłynęło (i wpływa do dziś) na życie mieszkańców Cabo Delgado, na politykę zarówno Mozambiku, jak i krajów południowej Afryki.

Niepewność jutra, bieda, brak obecności wydolnego państwa – to jedne z głównych przyczyn stojących za zamachami i egzekucjami w północnej części Mozambiku. Czy słyszałeś(-aś) o Cabo Delgado? O pięciodniowym ataku terrorystów na miasto Palma? O ścierających się interesach polityków, spółek naftowych i miejscowej ludności?

Jeśli nie – czytaj dalej.

Gdzie leży Cabo Delgado i co z tego wynika

Cabo Delgado to prowincja znajdująca się na granicy Mozambiku z Tanzanią. Stolicą prowincji jest Pemba, oddalona od Maputo, stolicy kraju, o ponad 2400 km samochodem (1600 km w linii prostej). To tak, jakbyśmy z Poznania mieli dojechać do Walencji albo w drugą stronę – do Kazania.

Cabo Delgado zamieszkuje około 2,3 miliona ludzi. Najliczniejsze mniejszości to Makua i Mwani. Trochę ponad 50% mieszkańców wyznaje islam, i to raczej jego wersję suficką.

Cabo Delgado to też jedna z najbiedniejszych prowincji w kraju. Leży na przecięciu się szlaków: morskich (port Mocimboa de Praia) i przemytniczych (złoto, drogie kamienie, narkotyki, ale też zagrożone gatunki zwierząt i egzotyczne drewno).

Niedawne odkrycie złóż gazu ziemnego na wybrzeżu Cabo Delgado miało być punktem zwrotnym w rozwoju Mozambiku. Miało przynieść poprawę warunków życia nie tylko w prowincji, ale i w całym kraju. Firma Total chciała wybudować tam zakład przetwarzania gazu ziemnego – terminal miał zostać oddany do użytku w 2024 r. Total zawiesiło prace, powołując się na tzw. siłę wyższą, po ataku na Palmę w marcu 2021 r.

Skąd w Cabo Delgado wzięli się terroryści

Mozambik nigdy nie był krajem, którym wstrząsały religijne rozruchy. Dlatego też atak, który właściwie zapoczątkował konflikt – organizacja Al-Shabaab zaatakowała posterunek policji w Mocimboa de Praia w październiku 2017 r. – był dość dużym zaskoczeniem.

Od tego czasu Al-Shabaab dokonuje w Cabo Delgado coraz śmielszych ataków terrorystycznych.

Al-Shabaab jest kojarzona z Państwem Islamskim w Afryce. Jej powstanie datuje się na początek lat dwutysięcznych. Wtedy to grupa mężczyzn łączonych z Islamic Council of Mozambique zaczęła propagować „nowe”, bardziej rygorystyczne rozumienie i praktykowanie islamu. Budowano meczety i medresy. Z czasem niektórzy zaczęli się jeszcze bardziej radykalizować i uformowali grupę Al-Shabaab (po arabsku „młodość”). Otwarcie już nawoływali do utworzenia państwa religijnego. 

Mogłoby się wydawać, że terroryści nie napotykają dużego oporu, a ich zachęty padają na podatny grunt. Trudno jednak nie brać pod uwagę sytuacji, w której znaleźli się mieszkańcy Cabo Delgado. To, że odkryto złoża gazu, jeszcze bardziej uwypukliło ich beznadziejną sytuację. Miliony dolarów inwestowano w przybrzeżne wiercenia, podczas gdy lokalne społeczności nie zyskiwały nic. Bezrobocie, wszechobecna korupcja, katastrofy naturalne (m.in. cyklon Kenneth w 2019 r.) sprawiają, że ludzie stają się łatwym celem dla terrorystów. Obietnica łatwego zarobku, miejsce do spania i porcja jedzenia wystarczają, żeby werbować młodych ludzi.

Od 2017 r. w wyniku ataków grupy Al-Shabaab i walk z nią zabito ponad 3000 osób, a ponad 800 tys. ludzi zostało  uchodźcami wewnętrznymi. Te walki niosą ze sobą nie tylko śmierć i przesiedlenia. Wielu uczniów nie chodzi do szkoły, niektóre placówki są zamykane albo po prostu niszczone. Większość dzieci nie zostało zintegrowanych z systemem edukacji w nowym miejscu. Utrudnione jest przemieszczenie się w obrębie prowincji. Do tego dochodzi przemoc (każdego rodzaju), która wybucha z ogromną łatwością w dużych skupiskach ludzi. Ludzi, którzy utracili krewnych, nie mogą wrócić do domu, nie mają struktur, na których mogą się oprzeć. To oznacza wymuszenia, gwałty, prostytucję (też dzieci) w zamian za ochronę czy jedzenie, coraz większą liczbę nastoletnich ciąż, brak dostępu do opieki lekarskiej itp.

Co w końcu wywołało zdecydowaną reakcję polityków

Przemoc eksploduje atakiem na Palmę, niedługo po tym, jak Total ogłosił wznowienie prac nad terminalem. 24 marca 2021 r. około 200 terrorystów zaatakowało miasto z trzech stron. Opanowali ulice, obrabowali banki i sklepy, zabili ok. 100 osób i sprawili, że ponad 60 tys. mieszkańców Palmy i okolic stało się uchodźcami wewnętrznymi.

Jednym z punktów ataku był ośrodek hotelowy Amarula – miejsce, gdzie zbierali się zazwyczaj pracownicy kontraktowi. 25 marca znalazło się tam ok. 200 ludzi, głównie miejscowych, którzy uciekli przed terrorystami. To na tym miejscu skupiła się uwaga mediów, też międzynarodowych. Głównie ze względu na to, kto tam przebywał (ekspaci, dyrektor administracyjny prowincji).

Ponad 20 osobom udało się wydostać z Amaruli helikopterem DAG (Dyck Advisory Group – południowoafrykańscy najemnicy zakontraktowani przez rząd Mozambiku do rozbicia terrorystów). Dla kolejnych 170 przygotowano wojskowy konwój, który miał ich dowieźć na plażę, a stamtąd łodziami mieli się przedostać w bezpieczne miejsce. Nie wszystkim samochodom udało się dojechać do plaży. Niektóre zostały zaatakowane przez terrorystów, a ich pasażerowie albo zostali zabici, albo udało im się zbiec w busz. Uciekinierów z plaży zabierały łodzie cywilne i statki, które znajdowały się na wodach niedaleko wybrzeża.

Ponad 20 000 osób próbowało szukać schronienia na terenach budowy terminala należących do firmy Total. Parę tysięcy zbiegło w stronę granicy, ale Tanzania nie wpuściła ich na swoje terytorium.

Wojsko i siły DAG zadeklarowały odzyskanie kontroli nad miastem dopiero 29 marca 2021 r.

Kto bierze udział w akcji przeciw terrorystom

Mozambik długi czas odmawiał zaangażowania obcych wojsk na swoim terenie. Politycy zapewniali, że policja i wojsko na miejscu poradzą sobie z zagrożeniem. Być może wynikało to z niechęci do dodatkowych „par oczu”, które mogłyby zainteresować się np. przemytem heroiny, z czego czerpią benefity wpływowi członkowie FRELIMO.

Niestety, państwo nie było w stanie zapewnić bezpieczeństwa mieszkańcom prowincji i powstrzymać działań terrorystów. Wojsko, oskarżane zresztą o przemoc wobec swoich własnych obywateli, nie umiało zdobyć całkowitej kontroli nad tym terenem.

Wcześniej fiasko poniosły grupy zbrojeniowe: rosyjska grupa Wagnera, działająca w Cabo Delgado pod koniec 2019 r., i południowoafrykańska DAG – ich kontrakt zakończył się w kwietniu 2021 r.

Wagnerowcy nie odnaleźli się w partyzantce w buszu, nie dogadywali się z miejscowymi oddziałami, a ich sprzęt się nie sprawdził. Najemnicy z DAG byli z kolei oskarżani o nadużywanie władzy, popełnianie przestępstw i ostatecznie ich kontrakt zakończył się w kwietniu 2021 r. po ataku w Palmie.

Od lipca 2021 r. na miejscu zaangażowano siły SADC (Southern Africa Development Community) – swoich żołnierzy wysłały RPA i Botswana. Dodatkową pomoc wojskową zapewniła Rwanda. W czerwcu 2021 r. swoje zaangażowanie podkreśliła Unia Europejska, wysyłając ekspertów, którzy szkolą żołnierzy w walce przeciwko terroryzmowi. Unia Europejska najprawdopodobniej wspomoże też finansowo wojska rwandyjskie.

Mozambik musiał skoordynować działania różnych grup na swoim terenie, ciągle pozostając główną dowódczą siłą militarną.

I co dalej z Cabo Delgado

Mozambik nie tylko musi rozgromić grupę terrorystów. Stoją przed nim jeszcze inne zadania.

  • Państwo powinno wyegzekwować przestrzeganie prawa. Cabo Delgado, ze względu na odległość od stolicy i profity, jakie niektórzy czerpali m.in. z przemytu, dość długo cieszyło się swoistą niezależnością. Być może dlatego władze centralne zareagowały na niebezpieczeństwo z takim opóźnieniem.
  • Władze powinny zacząć rozmawiać z lokalną ludnością i zapewnić jej alternatywę. Uzyskanie wsparcia miejscowych społeczności w rozdziale pomocy finansowej itp. może sprawić, że poparcie dla Al-Shabaab zaniknie samoczynnie. W tym powinno pomóc pociągnięcie do odpowiedzialności wojskowych, którzy dopuszczali się przestępstw.
  • Powinno się zaprzestać wzbudzanie niepotrzebnych animozji pomiędzy wyznaniami i grupami etnicznymi. Ten konflikt nie jest konfliktem na tle religijnym czy etnicznym i należy nie dopuścić, żeby stał się takim.
  • Państwo jest odpowiedzialne za powrót inwestorów i podział funduszy, które przyniesie wydobycie gazu. Może wymagać, żeby nastąpiły inwestycje w infrastrukturę i edukację. Rozpoczęcie wydobycia gazu na pewno rozwinie rynek pracy i da szansę na zatrudnienie tysiącom ludzi.

Trudno opisać ten konflikt w paru zdaniach. Łączy się tu wiele wątków, m.in. polityka rządu wobec własnej ludności i firm wydobywczych, wobec dziennikarzy i dostępu do informacji, wobec organizacji humanitarnych, wobec współpracy międzynarodowej. Do tego dochodzą tematy: przemytu i tego, kto czerpie z niego korzyści, kryzysu humanitarnego, przyszłości kraju.

Za miesiąc minie rok od ataku na Palmę, liczba ofiar i osób zmuszonych do migracji wewnętrznej ciągle wzrasta. Szkoły zostały otwarte dopiero 31 stycznia 2022 r., oczywiście, nie wszystkie. Nie wszyscy będą w stanie wrócić do szkół – nie tylko uczniowie i uczennice, ale też nauczyciele i nauczycielki.

Walka z terrorystami wygląda na niekończącą się akcję; trudno to sobie wszystko wyobrazić. Po raz kolejny możemy się przekonać, jak bardzo miejsce urodzenia może zdeterminować nasz los. Niestety.

Źródła (dostęp do wszystkich: 22.02.2022r.):

Stemming the Insurrection in Mozambique’s Cabo Delgado | Crisis Group

Tracing the history of Mozambique’s mysterious and deadly insurgency (theconversation.com)

The March 2021 Palma Attack and the Evolving Jihadi Terror Threat to Mozambique – Combating Terrorism Center at West Point (usma.edu)

COMMENT: The Islamic side of the Cabo Delgado crisis – Zitamar – 2018, skąd się wzięła grupa al-Shabaab

Roots of Diversity in Mozambican Islam (openedition.org) – o przyczynach podziału islamu w Mozambiku

How Mozambique’s corrupt elite caused tragedy in the north (theafricareport.com) – elity zamieszane w nielegalne działania w Cabo Delgado 

About — Cabo Ligado – projekt pokazujący, co się dzieje w Cabo Delgado

Home page – ISS Africa – na tej stronie można znaleźć parę artykułów na temat tego, jak sytuacja w Cabo Delgado wpływa na region

https://www.bloomberg.com/news/articles/2022-01-28/eu-weighs-funding-rwanda-s-fight-against-mozambique-insurgents – wsparcie UE dla operacji w Mozambiku

Zdjęcie: F.H. Mira, 2009

Mafalala – dzielnica Maputo o wielu twarzach

Mafalala – dzielnica Maputo o wielu twarzach

Mafalala – dzielnica Maputo o wielu twarzach

Mafalala – co to jest?

Nery oprowadza nas po swojej dzielnicy. To Mafalala. Czy w Europie nazwalibyśmy tę dzielnicę slumsem? Dzielnicą biedy? Fawelą? Być może. Jednak tutaj, w Maputo, to po prostu kolejne bairro, sąsiedztwo. Czy jest tu niebezpiecznie? Owszem, czasem, raczej po zmroku.  Nery uważa, że to też przez Covid-19. Dużo ludzi nie mogło zarabiać, więc zaczynali pić i sfrustrowani szukali okazji do bójki lub kradzieży.

Trudno wyjść nam z wyobrażenia Afryki jako jednego kraju (tak!), i to biednego. Ja musiałam dostosować niektóre pojęcia do otaczającej mnie rzeczywistości. Dziś bieda jest dla mnie czymś zupełnie innym tu, w Mozambiku, i czymś innym w Polsce. Nie do końca widziałam te różnice, mieszkając w Europie.  

Labirynt wąskich uliczek czy blacha falista zamiast płotów nie wygląda już jak obraz nędzy i rozpaczy. Widzę, że wiele domów zbudowanych jest z cegły, że dzielnica jest zelektryfikowana i ma swoją przychodnię i szkoły. Taka właśnie jest Mafalala.

Maputo Mafalala

Mafalala – zarzewie wolności

– Dlatego większość bairros tak wygląda – mówi Nery. – Po prostu nikt z miasta nie przejmował się, jak takie dzielnice się rozrastały. Plany urbanizacyjne nie obejmowały tych terenów, ludzie stawiali chatki, jak im się podobało, a potem było już za późno, żeby nad tym zapanować.

W czasach kolonialnych miejscowi nie mogli osiedlać się w „mieście właściwym”, czyli Lourenço Marques (od 1976 r. Maputo), zamieszkiwanym głównie przez Portugalczyków. Zostawały im tereny wyznaczone do użytku przez kolonizatorów. Tam jedynymi materiałami dopuszczonymi do budowy domów były drewno i blacha falista. Cegła zarezerwowana była dla Portugalczyków.

Z Mafalalą związani byli Samora Machel i Joaquim Chissano – pierwsi prezydenci niepodległego Mozambiku. Tu pierwsze gole strzelał Eusébio – mój mąż mówi, że to był jakiś niesamowity piłkarz ?. Tu mieszkali poeci i artyści, którzy formowali wokół siebie społeczność i zarażali współmieszkańców ideą wolności m.in. Noémia de Sousa czy José Craveirinha. Dlatego czasem porównuje się Mafalalę do południowoafrykańskiego Soweto*.

W Mafalali grano też marrabentę – rodzaj muzyki, połączenia  portugalskiego folku z elementami afrykańskimi.

– Kolonizatorzy uważali te dźwięki za niebezpieczne. Ludzie gromadzili się, tańczyli, a stąd już krok do spiskowania – żartuje Nery.

Tutaj możecie posłuchać marrabenty, a tu rozmowy z Dilonem Djindji, wykonawcą marrabenty.

* Soweto (należące dziś do Johannesburga) rząd apartheidowski też przeznaczył na dzielnicę dla czarnych. W RPA podobne miejsca nazywają się townships. W Soweto mieszkali m.in. Nelson Mandela i Desmond Tutu.

Mafalala – żyjący organizm

Dzielnica rozrastała się, a po uzyskaniu niepodległości coraz więcej ludzi przyjeżdżało do Maputo w poszukiwaniu pracy, zwłaszcza z północy Mozambiku. Dziś większość mieszkańców Mafalali to ludność Makua. Ponad 80% wyznaje islam.

Oczywiście, mimo widocznego postępu, ciągle wielu mieszkańców Mafalali nie jest np. podłączona do kanalizacji. Typowe są „sławojki” na podwórkach domów. Z każdym wielkim deszczem małe uliczki są zalewane nie tylko deszczem, ale też wybijającym szambem.

Nery pokazał nam ważne dla niego, jako mieszkańca dzielnicy, punkty.

  • boisko sportowe, na którym co roku gromadzą się ludzie, by kibicować drużynom grającym w Copa de Mafalala, 
  • główne skrzyżowanie dzielnicy z ulicznymi sprzedawcami,
  • najstarszy meczet,
  • dom, w którym pracował Samora Machel.

Rozmawialiśmy o tym, czym dla mieszkańców Maputo jest, a czym mogłaby być Mafalala. Jak wzbudzić zainteresowanie historią dzielnicy wśród jej mieszkańców, jak znów obudzić ducha wspólnego działania i jak wypromowanie Mafalali mogłoby pomóc miejscowym.

Covid-19 dał Nery w kość – przewodnik przez długi czas nie oprowadzał nikogo po dzielnicy. Teraz to się zmienia. Jeśli będziesz w Maputo poszukaj Mafalala Walking Tours – nie zawiedziesz się!

Maputo Taniec Tufo

Czy to jest etyczna turystyka?

Ktoś mógłby powiedzieć, że uprawialiśmy jakiś rodzaj „dark tourism”, chodząc po slumsach. Myślę, że to nieprawda. Oglądaliśmy punkty ważne dla historii Maputo, zaznajamialiśmy się z nieznaną nam wcześniej dzielnicą, nie wchodziliśmy nikomu na podwórko, żeby robić zdjęcia. Nie fotografowaliśmy nikogo bez pytania. Fakt, wróciliśmy później do swojego dużego domu z porządną łazienką. Ale wróciliśmy bogatsi o wiedzę o Maputo i jego mieszkańcach. Wiedzę, którą możemy przekazywać dalej, oswajając „innego”.

Eusebio Maputo
Graffiti przedstawiające Eusébia przy dzielnicowym boisku
Maputo Mafalala
Szkoła podstawowa
Maputo Mafalala
Taniec Tufo
Szok kulturowy

Szok kulturowy

Szok kulturowy – co się ze mną dzieje?

Cykl psychologiczny

Przeprowadzka za granicę niesie ze sobą różnego typu przygody i wyzwania. Wyjście poza wspomnianą już we wcześniejszym wpisie sferę komfortu stwarza wiele nowych, często ekscytujących sytuacji. Z niektórymi radzimy sobie bezproblemowo, a inne wzbudzają w nas większe emocje. W konsekwencji możemy opisać następujące po sobie fazy, które roboczo można nazwać cyklem psychologicznym pobytu za granicą.

Przeniesienie swojego życia do innego kraju łączy się ze stresem. Nie wiemy, jak tam będzie, czy sobie damy radę, jak sobie poradzą dzieci. Do tego dochodzą nerwy spowodowane organizowaniem przeprowadzki, pożegnaniami, zamykaniem pewnego etapu. Warto mieć świadomość tego, jak mogą wyglądać poszczególne fazy naszego „dopasowania się” do nowego miejsca. Jeżeli będziemy umieli rozpoznać i nazwać swoje emocje, łatwiej będzie też nad nimi zapanować. A to pozwoli nam na czerpanie tego, co najlepsze z naszej nowej codzienności.

Miesiąc miodowy

To nasze pierwsze miesiące pobytu za granicą. Kiedy wszystko jest wciąż nowe i zachwycające, a te malutkie niedociągnięcia są jeszcze urocze. Tak jak w małżeństwie. To, że on rzuca swoje ciuchy gdzie popadnie, a ona nie zakręca tubki pasty do zębów, jeszcze nie wpływa na jakość naszego życia.

Weronika:

W Armenii, jak przyjechaliśmy, cudowne było to, że mogłam kupić świeże owoce i warzywa w warzywniakach, nie płacąc przy tym jak za zboże. To, że mogłam rozmawiać po rosyjsku. To, że na pierwszy rzut oka w mieście było dużo parków. W Mozambiku zachwycająca była natura, to, że Maputo ma plaże i własny targ rybny.

Ania:

Przybywając do Waszyngtonu, miałam poczucie, że jestem w zupełnie innej rzeczywistości, przy czym ta „inność” była ekscytująca. W zasadzie wszystko było inne: domy, ulice, sklepy, ludzie, jedzenie, pogoda. Każde wyjście z domu było dla mnie przeżyciem.

Wykorzystajcie tę fazę i jej energię na zbudowanie swojego dnia, swojej rutyny. Basen, siłownia, koncert co miesiąc, kawa w każdy piątek, hobby w sobotę. Poznajcie nowych ludzi, zacznijcie rozbudowywać swój towarzyski krąg. Poszukajcie ulubionej kawiarni, parku, miejsca, do którego będziecie lubili wracać.

Szok kulturowy (początkowy)

Nadchodzi wolno, ale nieubłaganie. Coraz częściej zaczynacie być przytłoczeni nieznaną rzeczywistością. Martwicie się dostępem do służby zdrowia w razie wypadku (w krajach globalnego Południa to temat rzeka). Macie wrażenie, że ludzie na ulicy albo was nie rozumieją, albo po prostu ignorują (a wy przecież uczycie się języka!). Zaczynacie podawać w wątpliwość Waszą decyzje o przeprowadzce. Te skarpetki i koszulka na podłodze i niedokręcona tubka zaczyna was naprawdę irytować. Czy jej/jemu naprawdę tak trudno jest zrozumieć, że tak nie może być?

Weronika:

W Armenii warzywniak warzywniakiem, ale jak można tak beznadziejnie parkować? Jak mam się tam przecisnąć z wózkiem? A parki? Świetnie, ale w sumie to tylko plamy trawy (po której nie można chodzić!) w otoczeniu betonu! Mozambik – palmy fantastyczne, dopóki kokos nie spadnie na twój samochód. Na targ rybny poszliśmy raz i zapewne nasza noga tam już nie postanie – zdzierstwo i wykłócanie się o rachunek. I gdzie jest policja, kiedy wszyscy jeżdżą, jakby prawo jazdy kupili na bazarze? Nie mówiąc o portugalskim, który za nic nie chciał wchodzić mi do głowy. Miałam wrażenie, że codziennie powtarzam te same słówka, a następnego dnia nie umiałam sobie ich przypomnieć.

Ania:

Kraty w oknach domów?? Nie znają tu rolet? Co to za akcent? Przecież ja nic nie rozumiem! 20-procentowe napiwki? Poważnie, kogo na to stać? I pana od wymiany zamka w drzwiach też muszę nagradzać napiwkiem? Nic tu nie rozumiem! Ludzie chodzący w piżamach po ulicach, śpiewający, tańczący na chodnikach, malujący się w autobusie, goniący z kawą w jednej, a z komórką w drugiej ręce… Można by tu wymieniać bez liku dziwne czy szokujące przypadki. Pamiętam, jak wychodząc z domu, zawsze kierowałam się w prawo, bo „prosto i na lewo” było zbyt niebezpiecznie. Nie mogłam wtedy zrozumieć, że w takim mieście jak Waszyngton, dosłownie jedna przecznica dalej jest już no-go zone.  

Gdy zorientujecie się, że miesiąc miodowy się skończył, i zaczyna was irytować coraz więcej rzeczy, trzymajcie się swojej rutyny. Wyjdźcie z domu, spotykajcie się z nowymi znajomymi, zafundujcie sobie jakąś przyjemność. I nie rezerwujcie jeszcze biletu do domu. Pamiętajcie, zawsze warto wszelką inność traktować z otwartym umysłem, bo może przynieść dużo pozytywnych zmian zarówno w stylu życia, jak i sposobie myślenia.

Fałszywa aklimatyzacja

To etap, kiedy się dostosowujecie do warunków, ale nie do końca. Czyli niby wiecie już, jak się witać, kiedy się uśmiechać, co można powiedzieć głośno, a czego nie i co i za ile kupić u ulicznego sprzedawcy. Jednak cały czas macie w sobie wewnętrzne poczucie niezgody na niektóre rzeczy, rozwiązania, które widzicie. Czyli podnosicie ciuchy i wrzucacie je z furią do kosza na brudy, a tę cholerną tubkę zakręcacie.

Weronika:

I w Armenii, i w Mozambiku wyglądało podobnie. Zaczęłam jeździć tak samo jak lokalni, z ręką na klaksonie. Miałam grupę znajomych, którym można było zawsze ponarzekać. Weekendy planowaliśmy tak, żeby gdzieś wyjechać.

Ania:

Dużym sukcesem było dla mnie rozpoznawanie i przestawianie umysłu na poszczególne akcenty. W taki sposób nie tylko każdego rozumiałam, ale także wiedziałam, jak z poszczególnymi ludźmi rozmawiać. Obowiązkowy small talk w metrze czy sklepie również okazał się rutyną, a czasem nawet przyjemnością.

W Hiszpanii natomiast języka uczyłam się od podstaw, także miałam nieco opóźniony zapłon, jeśli chodzi o interakcje towarzyskie. Często prowadziło to do nieco żenujących, ale i komicznych sytuacji. Jedynym wybawieniem wtedy było używanie języka międzynarodowego, czytaj: wyrafinowanej gestykulacji! Wraz ze zwiększającym się zasobem słownictwa zwiększało się też moje poczucie „radzenia sobie”.

Ale ta fałszywa asymilacja przechodzi łatwo w etap pogłębionego szoku kulturowego.

Szok kulturowy (pogłębiony)

Tu już zazwyczaj nie próbujecie zwalczać poczucia rozżalenia, złości, rezygnacji. Coraz chętniej zamykacie się w domu i pomstujecie na świat na zewnątrz. Świadomość, że to codzienność wielu mieszkańców kraju, nie jest już pocieszająca, tylko irytująca. Fiksujecie się na „tych ludziach”, „oni nigdy”, „tutaj zawsze”, co może prowadzić tylko do pogłębienia waszych obaw, frustracji, a czasem nawet do depresji. To jest ten moment, kiedy potykacie się o brudne rzeczy rozrzucone po całym domu, a pastę z niezakręconej tubki rozsmarowujecie po lustrze.

Weronika:

Nie zliczę, ile razy powiedziałam: „Przecież to bez sensu” albo „Jak tak można?”. Wkurzało mnie wszystko, od polityki zaczynając, na zakupach kończąc. Jak to nie ma pomidorów w puszce? Dlaczego tu nie ma przejścia dla pieszych? Halo! Byłam umówiona na 15:00, ile jeszcze mam czekać? Naprawdę, dlaczego ci ludzie nie wyjdą na ulicę?

Ania:

Muszę przyznać, że sinusoida humoru w tym okresie przybierała z nieco większą częstotliwością tendencje spadkową. Miałam poczcie nieprzynależenia do otaczającej mnie rzeczywistości. Nie miałam o co się „zahaczyć’, przynajmniej tak myślałam. Irytowało mnie miejsce, w którym mieszkaliśmy, dom, który wymagał włożenia dużej ilości pracy w urządzenie, a także bycie „kurą domową” do czasu znalezienia pracy. Przyznaję, że nieco inaczej ten proces wyglądał w Hiszpanii. Tam słońce zawsze świeciło, a wiecznie życzliwi i radośni ludzie stwarzali atmosferę, w której po prostu nie dało się za długo tkwić w złym humorze. 

Jeśli jesteście na tym etapie, spróbujcie przełamać się i wyjść do ludzi. Najważniejsze wydaje się być tutaj zrozumienie, że możecie pozostać sobą, ale musicie pozwolić tym „innym” być tym, kim są. Jeśli jest jednak coraz gorzej, to jest to punkt, w którym warto się zgłosić do specjalisty.

Wychodząc z szoku kulturowego, zbliżamy się do etapu integracji.

Integracja

Zaczynacie traktować kraj (a przynajmniej miasto), w którym mieszkacie, jak dom. Pracujecie, żyjecie w swoim rytmie. Odkrywacie nowe miejsca, nowe możliwości, nowe znajomości. Wciąż irytujecie się niektórymi rzeczami, ale nie spędza wam to już snu z powiek. To na tym etapie macie dogadane, że brudne koszulki wrzuca się do wiadra na brudy, a tubkę pasty do zębów się zamyka. I nawet, jeśli partnerowi_ce zdarzy się o tym zapomnieć, nie wszczynacie awantury.

Weronika:

Pogodziłam się z tym, że nie naprawię świata (ale ciągle kibicuję tym, którzy chcą to robić). Nie zawsze włączam migacz, zmieniając pas, ale przepuszczam pieszych na przejściach. Szlag mnie trafia, jak muszę przejść z dzieciakami przez ruchliwa ulicę, ale widzę też, że gdzieniegdzie domalowuje się zebry. Nie przełamałam jeszcze strachu przed jazdą rowerem w Maputo, ale zauważyłam, że coraz więcej ludzi korzysta z takiego środka transportu.

Ania:

Przyszedł ten moment, kiedy zdobyłam już rozeznanie drogą prób i błędów, jak sprawy funkcjonują w wydaniu amerykańskim. Czułam się pewniej i jednocześnie potrafiłam się otworzyć i przestać krytykować wszelką inność. Przeciwnie – zaczęłam widzieć w niej możliwości czy lekcje dla siebie i z ciekawością obserwowałam teraz ruch i zgiełk na ulicach Waszyngtonu oraz „dziwnych” ludzi, których codziennie mijałam w drodze do pracy. Nowo poznani znajomi oraz koledzy i koleżanki z biura, okazali się dla mnie bardzo życzliwi i wyrozumiali. Natomiast w Hiszpanii w momencie, w którym zaczęłam się porozumiewać bez dukania, świat się dla mnie całkowicie odmienił. Wreszcie mogłam poczuć się sobą i funkcjonować nie tylko służbowo, ale i towarzysko.

Korzystajcie z tego czasu, cieszcie się tym, że możecie doświadczyć rzeczy zupełnie odmiennych. Takie przeżycia rozwijają w Was elastyczność, empatię i zdolność zrozumienia „innego”.

Ale to nie koniec, bo dla tych, co wracają do ojczyzny, czeka odwrócony szok kulturowy!

Odwrócony szok kulturowy

Hurra! Wracamy do domu! Rodzina, znane potrawy, nareszcie wszyscy nas rozumieją! Ale jednak coś się zmieniło. Zazwyczaj idealizujemy nasz kraj. Dlatego trudno nam się pogodzić z tym, że rzeczywistość nie przystaje do naszych wyobrażeń. Dlaczego ludzie na ulicy się do mnie nie uśmiechają? Dlaczego tu jest tak zimno/ciepło/mokro? Naprawdę tak trudno dostać dojrzałą papaję?

Okazuje się, że i we własnym domu zakrętka ma tendencje do gubienia się, a ciuchy też chcą uciekać i nigdy nie mogą od razu trafić do kosza na brudy.

Uczucie wyobcowania może Wam towarzyszyć przez jakiś czas. Przekonanie, że „tam” było łatwiej, cieplej, ciekawej. Czasem mogą Was nachodzić myśli, że nikt Was nie rozumie, nikt nie chce słuchać, jak było „tam”. Że przez lata pobytu za granicą zagubiliście gdzieś wspólny kod kulturowy.

Weronika:

Przyznaję, że jeszcze nie doszliśmy do tego etapu. Nie wiem, kiedy na dłużej zamieszkamy w Polsce albo w Niemczech (kraj męża). Póki co za parę miesięcy znów czeka nas pakowanie kartonów i przeprowadzka. Tym razem do RPA.

Ania:

Ja właśnie wróciłam do Polski na jakiś, bliżej jeszcze nieokreślony czas. Uff!! Zderzyłam się z rzeczywistością, której trzeba się na nowo uczyć bądź ją sobie przypominać. Przyznaję, że jestem jeszcze na świeżo, lecz bardzo optymistycznie patrzę w przyszłość. Wiem, że, patrząc perspektywicznie, doświadczenie mieszkania w ojczyźnie będzie nieocenione dla moich dzieci. Po długoterminowym mieszkaniu w różnych krajach i kulturach, adaptacja, niezależnie już od miejsca, przebiega dla nas wszystkich o wiele sprawniej.

I z odwróconym szokiem kulturowym można sobie poradzić. Tu znów przyda Wam się rutyna i otwarcie na wasz stary-nowy świat. Może znów wpadniecie w etap integracji, a może znów zaczniecie pakować kartony. 

Podzielcie się Waszymi historiami!

Tutaj znajdziesz poprzednie treści w ramach cyklu Życie i praca za granicą:

  1. Początki naszej historii.
  2. Przeprowadzka za granicę – jak się za to zabrać.
  3.  Szukanie domu/mieszkania za granicą.
  4. Szkoła za granicą – jak wybrać.
  5. Praca za granicą – jak zacząć.


Facebook


Instagram

Mozambik – kraj wielu języków

Mozambik – kraj wielu języków

Mozambik – kraj wielu języków

Co łączy ludzi żyjących w jednym państwie?

Najprościej jest chyba powiedzieć: język. To, że mówimy w tym samym języku, sprawia, że czujemy się wspólnotą, możemy się dogadać, rozumiemy się.

Czy to stwierdzenie dotyczy wszystkich państw?

Na pewno nie w Afryce! Kraje europejskie nie zważały na istniejące uwarunkowania narodowościowe, językowe i kulturowe, kiedy „kroiły” ten kontynent. O podziale Afryki zadecydowano podczas konferencji berlińskiej pod koniec XIX w. To uczestnicy tej konferencji uznali Kongo za prywatną własność króla Belgii Leopolda II i równocześnie znieśli handel czarnymi niewolnikami. Zestawienie tych dwóch postanowień obok siebie zakrawa na ponury żart.

Inne decyzje i dalszy podział kontynentu „od linijki” doprowadziły de facto do wrzucenia do jednego państwa wielu grup etnicznych. Te zbiorowości w naturalnych warunkach nigdy by nie stworzyły wspólnoty. W rezultacie dochodziło do wojen domowych, konfliktów, co dodatkowo skutkowało osłabieniem gospodarczym. Spójrz poniżej na mapę,  na pewno zauważysz nienaturalnie proste granice pomiędzy państwami. Zaznaczyłam też miejsca kilku większych konfliktów:

Konflikty w Afryce

1. Nigeria, wojna domowa 1967–70 (ok. 2 mln ofiar);
2. Sudan, wojna domowa 1983–2005 (ok. 1,5 mln ofiar);
3. Angola, wojna domowa 1975 –2002 (ok. 0,5 mln ofiar);
4. Demokratyczna Republika Konga, wojna 1998–2003 (ok. 5,4 mln ofiar);
5. Rwanda, wojna domowa 1990–93 i ludobójstwo IV-VII 1994 r. (ok. 1 mln ofiar);
6. Mozambik, wojna domowa 1977–92 (ok. 1 mln ofiar).

Jak w tym kontekście wygląda Mozambik? Jak kolonizacja wpłynęła na języki używane w tym kraju?

Mozambik, tak jak dzisiejsza Angola, Gwinea Bissau i Wyspy Zielonego Przylądka oraz Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, był kolonią portugalską. Język portugalski jest jedynym urzędowym językiem w kraju. Mimo to posługuje się nim niewiele ponad 50% obywateli, którzy w większości zamieszkują duże miasta. W domach rozmawia po portugalsku tylko ok. 16,5% ludzi, dużo więcej (ok. 25%) używa na co dzień języka makua.  Na południu Mozambiku dominuje changana (shangana), jeden z dialektów tsonga.

Oprócz wymienionych istnieje jeszcze wiele innych lokalnych języków. Ich zasięg nie jest wydzielony istniejącymi granicami. Na przykład język tsonga jest używany na obszarze obejmującym regiony przygraniczne państw: RPA, Eswatini, Mozambiku i Zimbabwe. Z kolei język makua dominuje na północy Mozambiku i południu Tanzanii.

Jak to się stało, że tylko połowa ludności kraju mówi w języku oficjalnym?

Dostęp do szkół w Mozambiku wcale nie jest taki oczywisty. Nie chodzi nawet o odległości i brak transportu, choć jest to częste. Wystarczy, że dziecko mieszka z babcią, która choruje – trzeba jej pomóc, zrobić jedzenie i nie ma już czasu, żeby iść do szkoły. Nagminne opuszczanie lekcji często prowadzi do rezygnacji z dalszej nauki. W dużej części kraju portugalski jest obecny tylko i wyłącznie w szkole. W domu, na podwórku, wśród znajomych i rodziny ludzie rozmawiają w języku lokalnym. Języku tradycji, obrządków, emocji.

Dołożyć do tego trzeba fakt, że wielu nauczycieli nie mówi wzorcowym portugalskim. Żeby zostać nauczycielem w szkole podstawowej, nie trzeba mieć ukończonych studiów. W ten sposób język urzędowy jest właściwie nauczany jako drugi język przez ludzi, którzy nie zawsze umieją się nim dobrze posługiwać. Jeżeli uczeń czy uczennica nie przeniosą się później do większego miasta, nie będą kontynuować nauki, portugalski zostanie wyparty przez język lokalny.

Prowadzi to do wielu problemów – część mieszkańców jest wyłączona z systemu. Nie piszesz/nie mówisz po portugalsku, a więc nie zdasz egzaminu na prawo jazdy, nie dowiesz się, o czym mówił prezydent w ostatnim przemówieniu, nie przeczytasz gazety.

Język kolonizatorów?

Wydawać by się mogło, że portugalski nie jest językiem narzuconym, językiem kolonizatorów. Pierwsze władze niepodległego Mozambiku, ustalając język portugalski urzędowym, chciały uniknąć dodatkowych konfliktów i podziałów w kruchym jeszcze wtedy państwie.  Uznanie innych języków za urzędowe niechybnie by do tego prowadziło. Ta decyzja miała skutki uboczne: dziś ludzie, którzy się posługują portugalskim, uważani są powszechnie za wykształconych, za swojego rodzaju elitę. Języki lokalne są postrzegane jako mniej wartościowe.

Być może jest to też pozostałość z czasów kolonialnych, kiedy Mozambijczycy, którzy mówili po portugalsku i zachowywali się w sposób, który odpowiadał białym, zyskiwali status assimilado (zasymilowani). Ale choć assimilados mieli dostęp do prac administracyjnych itp., nigdy nie dorównali statusem Portugalczykom. Do dziś dobrą pracę można zdobyć tylko, jeżeli operuje się portugalskim.

Czy Mozambik podąży śladami RPA?

W RPA istnieje 11 języków urzędowych, które są też nauczane w szkołach. W Mozambiku natomiast szkoła nie jest miejscem, gdzie dzieci mogą się nauczyć pisać i czytać w języku lokalnym. To powoduje kolejne problemy, bo język używany tylko w mowie, nigdy nie stanie się językiem urzędowym.

I choć pojawia się coraz więcej pozycji książkowych, a także możliwości nauki języka lokalnego (uniwersytet, kursy szkół językowych, niektóre szkoły są dwujęzyczne), to opcje te nie są dostępne dla szerszego grona. Bo nawet jeśli szkoła jest dwujęzyczna (jest ich niewiele), często brak jest dwujęzycznych nauczycieli, a niektórzy rodzice nie chcą posyłać do niej dzieci. Znów wracamy do portugalskiego jako jedynego, który może zapewnić lepszą pracę, czyli lepsze życie.

Czy uważam, że nadanie makua czy tsonga statusu języka urzędowego przyniosłoby korzyści?

Tak. Zrównanie w prawach portugalskiego i języków lokalnych o największym zasięgu, prowadziłoby do wyrównania szans w szkole, w dostępie do lepszej pracy; zapis wielu historii, tradycji, a także usystematyzowanie języka oznacza jego zachowanie i możliwość rozwoju.

Czy uważam, że taki proces mógłby się odbyć w najbliższym czasie?

Nie. Język portugalski jest postrzegany nie tylko jako „ten lepszy”, ale też jako coś, co sprawia, że ludzie pozostają zjednoczeni. Mimo że ustanowienie go językiem urzędowym po odzyskaniu niepodległości w 1975 r. było decyzją  zrozumiałą, w dłuższej perspektywie doprowadziło do swoistego rozwarstwienia społeczeństwa. Gigantycznym kosztem byłoby też przełożenie materiałów szkolnych na języki lokalne, podział kraju na oddzielne jednostki językowe, dopasowania istniejącego prawa itp.

W kraju, gdzie problemem jest dostęp do bieżącej wody, elektryczność dociera do niewielu ponad 30% mieszkańców, a 46% Mozambijczyków żyje poniżej dwóch dolarów dziennie, zniwelowanie językowego wykluczenia nie należy do priorytetów.

Khanimambo!

Miejmy świadomość, że w Afryce ludzie nie posługują się tylko językiem byłych kolonizatorów. Nie postrzegajmy języka lokalnego jako mniej wartościowego. Batalię o uznanie języków lokalnych za równe portugalskiemu, angielskiemu czy francuskiemu zostawmy mieszkańcom tych krajów – my możemy wspierać rozwój edukacji, to zawsze się przyda, a kto wie, może w Maputo za 30 lat zamiast „Obrigado!”, będziemy wszędzie słyszeć „Khanimambo!”.

Trochę o historii i o tym, jakich języków używa się w Mozambiku, przeczytasz po polsku na Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mozambik

Ciekawa praca Joanny Mormul pt. Portugalskie dziedzictwo językowe i kulturowe w Mozambiku –bękart kolonializmu czy nadzieja na lepsze jutro? jest dostępna tutaj.


Facebook


Instagram